Po prawie dwóch latach przerwy znowu udało mi się polatać w USA :-). Ale najpierw cofnijmy się trochę w czasie...
Amerykańską licencję wyrobiłem 2 lata temu. Procedura jest stosunkowo prosta, ale trzeba ją zacząć na co najmniej 3 miesiące przed planowanym lataniem. Jedyne co trzeba zrobić to przesłać wszystkie wymagane dokumenty (polska licencja, badania lekarskie, itp) do
FAA, który jest takim odpowiednikiem naszego ULC'u. Po potwierdzeniu, że wszystko jest OK należy umówić się na krótkie spotkanie w tym urzędzie na którym podpiszemy kilka papierków i uzyskamy prawo do latania w USA. Należy tutaj zaznaczyć, że cała procedura jest za darmo (miła odmiana po tym co możemy spotkać w naszym urzędzie). Licencja USA jest ważna tylko i wyłącznie w parze z polskim oryginałem i przez okres ważności tego drugiego.
Jak już stawimy się na lotnisku to zanim polecimy solo, będzie się od nas wymagało ważnego Flight Review (oficjalnego testu kwalifikacji) ważnego przez okres 2 lat oraz ewentualnie spełnienia potencjalnych oczekiwań właściciela sprzętu (warunki niebezpieczne, itp). Potem można latać na ile ochoty i ... pieniędzy wystarczy. Trzeba przyznać, że ta zabawa jest dla nas w USA trochę droższa niż w domu. Ale czego się nie robi w celu przeżycia ciekawej przygody...
SGS 2-33A nad lotniskiem PHDH (Dillingham Airfield, HI) :-)
Tym razem podróże służbowe zaprowadziły mnie do Asheville, NC. Przygotowując się do wyjazdu pierwsze co zrobiłem to odwiedziłem stronę
SSA w celu sprawdzenia potencjalnych możliwości na polatanie szybowcem :-). Wybrałem kilka okolicznych klubów i wysłałem zapytania o warunki na polatanie. Po wstępnej selekcji pozostały mi do wyboru 2 lotniska położone w atrakcyjnej górskiej scenerii: Chilhowee Gliderport, TN oraz Blue Ridge Soaring, VA. Oba znajdowały się o kilka godzin jazdy samochodem od mojego oficjalnego celu podróży. Trzeba się było na coś zdecydować. Pomógł mi w tym znajomy z Kanady, który poradził mi postawić na pierwszą firmę ze względu na jej właściciela.
Sarah Kelly Arnold została właścicielem Chilhowee Airport, TN w wieku 24 lat co uczyniło ją najmłodszym właścicielem-operatorem komercyjnego lotniska w USA. Co więcej należy ona do ścisłej reprezentacji narodowej USA oraz jest prawdopodobnie najlepszym kobietą pilotem w tym państwie.
Sarah zaraz przed lotem widokowym w jej 3-miejscowym SGS 2-32
Chilhowee Airport, TN to nieduże komercyjne lotnisko położone jest na zachód od wysokich gór i pięknych parków narodowych.
Sarah poznałem zaraz po przyjeździe na miejsce. Razem przeszliśmy się do hangaru gdzie z radością odkryłem kilka zadbanych polskich konstrukcji:
Nie można tego niestety powiedzieć o uziemionych Blanikach, których stan i wygląd sprawia smutne wrażenie:
Na lotnisku cały dzień odbywały się loty komercyjne i lotnicza podstawówka na SGS 2-33A, SGS 2-32 oraz Ka-7:
W końcu przyszła pora i na mnie. Sarah pozostawiła mi możliwość wyboru, w którym szybowcu chcę zaliczyć Flight Review. Bez wahania się wybrałem SGS 2-32. Jeszcze nigdy nie latałem takim bombowcem :-)
Stalowa konstrukcja o rozpiętości skrzydeł ponad 17m, wadze ponad 370kg może zabrać na raz 3 osoby. Oferuje ona przy tym całkiem niezłą doskonałość 33 przy prędkości 83km/h. Lata się tym całkiem przyjemnie, ale w kabinie jest strasznie głośno ze względu na specyficzny sposób rozwiązania wywietrzników kabiny.
Jak się okazało przyszło nam latać w dosyć ekstremalnych, ale jakże malowniczych warunkach:
Thank you Sarah, I really enjoyed flying wth you that day!
Ten krótki, ale ważny dla mnie lot można znaleźć na serwisie
OLC.
Późnym popołudniem przyszła w końcu kolej na solo. Od lokalnego właściciela wypożyczyłem ASW-15 i jeszcze przed zakończeniem warunków udało mi się polatać ponad godzinkę na zanikającej już termice.
Tego dnia po raz pierwszy w życiu latałem na ASW-15 i muszę przyznać, że szybowiec ten zrobił na mnie spore wrażenie. Posłuszny, zwrotny i szybki. Ten krótki lot także można znaleźć na
OLC.
Był to kolejny udany szybowcowy dzień... :-)