środa, 6 czerwca 2012

Dzień 12 - Ostatni

Już nie lubię prognozy pogody RASP. Miała być petarda, a wyszło jak zawsze.
Grid time był ustalony na 9:30. Wszyscy karnie stawili się na polu wzlotów z nadzieją, że w końcu uda się polatać. Trzeba przyznać, że ustawianie szybowców idzie nam coraz lepiej.

Na odprawie dostałem zadanie 207 km, którego prawie jak zawsze na tegorocznym obozie, nie dało się oblecieć.  Pogoda się popsuła, nadeszło wysokie zachmurzenie i rozpoczęła się walka o utrzymanie się w powietrzu.

Odchodziłem na trasę 2 razy i za każdym razem musiałem z podkulonym ogonkiem wracać prawie brzuchem po piasku na lotnisko. Dwa szybowce, które ze mną latały wylądowały w terenie przygodnym. Ostatecznie po prawie 4 godzinach lotu poddałem się i wylądowałem na lotnisku. OLC zaliczyło mi dzisiaj tylko 93km. Lot można zobaczyć tutaj.
Po wylądowaniu zapakowałem szybowiec do przyczepy i udałem się na wieczorna imprezę pożegnalną. Jest grill, piwo, whisky, a przede wszystkim dobre towarzystwo. Za rok pewnie znowu się zobaczymy...

wtorek, 5 czerwca 2012

Dzień 11

Znowu pada. Jeszcze wczoraj wieczorem planowałem dzisiaj od rana pakować szybowiec do przyczepy i wracać do domu. Jednakże po obudzeniu i spojrzeniu na bardzo optymistyczną prognozę RASP na jutro zmiękłem i postanowiłem jeszcze dać pogodzie szansę.
Mam nadzieję, że chociaż w części ta prognoza się potwierdzi.

Chcąc utrzymać morale w zespole nasz trener selekcjoner dzisiaj zafundował nam 2 godziny w pobliskim AquaParku w Polkowicach. Piloci pluskali się w basenach, jacuzzi oraz urządzali międzynarodowe zawody w zjeżdżaniu w rurach z wodą oraz na basenie sportowym.

Po powrocie czekał na nas smaczny obiadek, a potem na deser wyciągnęliśmy Puchacza na start i każdy z nas mógł zaznać wyższej akrobacji. Beczki oraz lot plecowy zrobiły na wszystkich olbrzymie wrażenie. Jakbyście się zastanawiali to obiadek nie ujrzał znowu światła dziennego. :-)
Dzień się kończy i wszyscy z niecierpliwością czekają, aby zobaczyć co przyniesie jutro...

Dzień 10

Pogoda nas nie rozpieszcza. Od rana wiadomo, że nie da się polatać więc nawet na dzisiaj nie przewidziano odprawy. W zamian odbyła się seria wykładów o psychologii lotniczej i motywacji do latania, przelotach falowych, lotach w terenie górskim i prezentacja ośrodka szybowcowego Saint Auban. Po południu zrobiliśmy sobie kino i oglądaliśmy filmy o tematyce szybowcowej.

niedziela, 3 czerwca 2012

Dzień 9

Dzisiaj pogoda nie dawała szans na dłuższe loty termiczne dlatego też kierownik sportowy na odprawie ogłosił zawody na celność lądowania. Łącznie z pilotami holówek w zawodach wzięły udział 32 statki powietrzne. Ja lądując na szybowcu Jantar Std 3 zająłem 17 miejsce.

Większość szybowców była wyciągana w powietrze przez bardzo ciekawy samolocik Super Dimona.

A teraz, późnym wieczorem, znowu pada... :-(

Dzień 8

Znowu wieje. Pogoda zapowiada się marna, ale jak się dobrze przyjrzy grupce pilotów przed odprawą to można zauważyć u nich dziwne ożywienie, a nawet ekscytację. Większość z nich stoi pochylona nad stołem, dyskutuje, gestykuluje i zapisuje coś na kartkach. Po podejściu do stołu można było zobaczyć tam rozłożoną dużą mapę przestrzeni powietrznej całej południowej Polski. Jak się okazało meteo na ten dzień zapowiadało dobre noszenia szybowcowe i silny zachodni wiatr, a piloci właśnie planowali przelot docelowy 500km z Lubina do Zamościa oraz starali się ustalić strategię powrotu z tej wycieczki.
Na odprawie kierownik sportowy rozdał jak zwykle 3 zestawy ambitnych zadań 110, 216 oraz 321 km. Było też jedno zadanie bonusowe czyli właśnie ten od rana przygotowywany przelot docelowy bez szansy na powrót. Kilku śmiałku w tym ja postanowiło spróbować tej opcji.


Starty odbywały się w silnym wietrze przy gęstym zachmurzeniu. Chcąc zwiększyć szanse powodzenia zamówiłem hol na dużą wysokość w pobliżu punktu odejścia na trasę. Przede mną wystartowała na tą trasę Cobra oraz Jantar MS, a po mnie PW-5 Cu. Wyczepiłem się na wysokości 1300m AGL kilka kilometrów od punktu i zacząłem szybki lot w jego kierunku, aby wytracić nadmiar wysokości bo planowałem go zaliczyć na wysokości 1000m, aby nie mieć potem problemów regulaminowych na mecie. Mijając lotnisko nie znalazłem żadnego sensownego noszenia, a potem zdusiło mnie na 450m i już wtedy zacząłem czarno widzieć ten przelot. Na szczęście udało mi się coś znaleźć i zafarbowałem komin innym pilotom. Po wykręceniu podstawy poleciałem dalej. Aż do Odry nie znalazłem żadnego noszenia i powoli traciłem szanse powrotu nad lotnisko. Cobra, która była dalej zgłaszała duże problemy w dalszej części trasy. Postanowiłem odłożyć tą przygodę na inną okazję i zawróciłem nad lotnisko. Podobną decyzję podjął Jantar MS oraz PW-5 Cu, któremu nie udało się niestety wrócić już na lotnisko. Cobra poleciała dalej, leciała, leciała, miała kłopoty, a potem dalej leciała i doleciała pod same Kielce. Niestety jak się okazało tego dnia przelot do Zamościa był nierealizowalny.
Po niskim powrocie nad lotnisko postanowiłem spróbować oblecieć zadanie 216 km rozdane na odprawie. Niestety po kilku nieudanych odejściach na trasę poddałem się i wylądowałem na lotnisku. Mój lot można zobaczyć tutaj.
Na wieczornej odprawie dowiedzieliśmy się, że pilot Cobry został przewieziony przez sprawną ekipę z Kielc na ich lotnisko i będzie tam nocował. Poleciał też po niego czeski pilot holówką i będą wracali z powrotem z samego rana. Dodatkowo na odprawie okazało się, że w taką pogodę da się latać, a Wojtek Izdebski przeleciał tego dnia ponad 230 km!

piątek, 1 czerwca 2012

Dzień 7

Ciągle pada... W związku ze słabą pogodą dzisiaj ogłoszono kolejny dzień nielotny. Przez prawie cały dzień w kilku porcjach dzieliłem się swoją wiedzą na temat nawigacji szybowcowej LK8000. Wieczorem był grill, a potem bardzo ciekawe opowieści Wacka Kokota o jego podróżach szybowcem na i z powrotem I WOP, który odbył się rok temu.
Jutro miejmy nadzieję w końcu będzie dzień lotny...