niedziela, 3 czerwca 2012

Dzień 8

Znowu wieje. Pogoda zapowiada się marna, ale jak się dobrze przyjrzy grupce pilotów przed odprawą to można zauważyć u nich dziwne ożywienie, a nawet ekscytację. Większość z nich stoi pochylona nad stołem, dyskutuje, gestykuluje i zapisuje coś na kartkach. Po podejściu do stołu można było zobaczyć tam rozłożoną dużą mapę przestrzeni powietrznej całej południowej Polski. Jak się okazało meteo na ten dzień zapowiadało dobre noszenia szybowcowe i silny zachodni wiatr, a piloci właśnie planowali przelot docelowy 500km z Lubina do Zamościa oraz starali się ustalić strategię powrotu z tej wycieczki.
Na odprawie kierownik sportowy rozdał jak zwykle 3 zestawy ambitnych zadań 110, 216 oraz 321 km. Było też jedno zadanie bonusowe czyli właśnie ten od rana przygotowywany przelot docelowy bez szansy na powrót. Kilku śmiałku w tym ja postanowiło spróbować tej opcji.


Starty odbywały się w silnym wietrze przy gęstym zachmurzeniu. Chcąc zwiększyć szanse powodzenia zamówiłem hol na dużą wysokość w pobliżu punktu odejścia na trasę. Przede mną wystartowała na tą trasę Cobra oraz Jantar MS, a po mnie PW-5 Cu. Wyczepiłem się na wysokości 1300m AGL kilka kilometrów od punktu i zacząłem szybki lot w jego kierunku, aby wytracić nadmiar wysokości bo planowałem go zaliczyć na wysokości 1000m, aby nie mieć potem problemów regulaminowych na mecie. Mijając lotnisko nie znalazłem żadnego sensownego noszenia, a potem zdusiło mnie na 450m i już wtedy zacząłem czarno widzieć ten przelot. Na szczęście udało mi się coś znaleźć i zafarbowałem komin innym pilotom. Po wykręceniu podstawy poleciałem dalej. Aż do Odry nie znalazłem żadnego noszenia i powoli traciłem szanse powrotu nad lotnisko. Cobra, która była dalej zgłaszała duże problemy w dalszej części trasy. Postanowiłem odłożyć tą przygodę na inną okazję i zawróciłem nad lotnisko. Podobną decyzję podjął Jantar MS oraz PW-5 Cu, któremu nie udało się niestety wrócić już na lotnisko. Cobra poleciała dalej, leciała, leciała, miała kłopoty, a potem dalej leciała i doleciała pod same Kielce. Niestety jak się okazało tego dnia przelot do Zamościa był nierealizowalny.
Po niskim powrocie nad lotnisko postanowiłem spróbować oblecieć zadanie 216 km rozdane na odprawie. Niestety po kilku nieudanych odejściach na trasę poddałem się i wylądowałem na lotnisku. Mój lot można zobaczyć tutaj.
Na wieczornej odprawie dowiedzieliśmy się, że pilot Cobry został przewieziony przez sprawną ekipę z Kielc na ich lotnisko i będzie tam nocował. Poleciał też po niego czeski pilot holówką i będą wracali z powrotem z samego rana. Dodatkowo na odprawie okazało się, że w taką pogodę da się latać, a Wojtek Izdebski przeleciał tego dnia ponad 230 km!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz