czwartek, 31 maja 2012

Dzień 5

Pomimo bardzo niekorzystnych prognoz z dnia poprzedniego na dzisiaj o poranku powitało nas piękne niebieskie niebo. Spowodowało to, że zaraz po 8:00 większość szybowców była wyhangarowana, a niedługo potem uzbrojona i gotowa do transportu. Na odprawie kierownik sportowy wyłożył bardzo ambitne trasy o długości 402, 334 oraz 184 km. Mi przydzielono tą środkową. Po wyjściu z sali odpraw okazało się, że pogoda diametralnie się zmieniła. Zaczęło całkiem mocno wiać, a całe niebo pokryło się średnim zachmurzeniem. Ostudziło to animusz dzielnych pilotów i nikt się nie wyrywał do lotu. Po około godzinie czekania na poprawę pogody zostałem poproszony o wysondowanie warunków z powietrza i prawie dokładnie w południe wystartowałem. Bez większego problemu udało się znaleźć słaby i wąski komin o "szalonej" sile 0,6m/s, a wiatr wiał z prędkością około 15km/h. Starczyło to, aby rozpocząć regularne starty wszystkich szybowców.
Po około godzinie średnie zachmurzenie się przepaliło, podstawy chmur wzrosły do około 1400m, wiatr wzrósł nawet do 30-35km/h, a naszym oczom ukazało się na niebie stadko soczewek.


 Pierwszym punktem zwrotnym był Książ, a drugim Hala Szrenicka.

W drodze do drugiego punktu zwrotnego na wysokości Śnieżki jedna z chmurek zdusiła mnie do parteru.

Początkowym impulsem skierowałem się prosto na lotnisko w Jeleniej Górze, ale po chwili po dokładniejszym przyjrzeniu się rzeźbie terenu zrodził się plan. Trochę za mną zobaczyłem U-kształtną dolinkę ustawioną w taki sposób, że wiatr dokładnie do niej wwiewał powietrze z okolicy. Dodatkowo jej zakończenie było oświetlane słońcem, a zaraz za jej szczytem był kamieniołom lub jakaś kopalnia. Co więcej jeśli nie dałbym się z tej dolinki wywiać to cały czas powinienem mieć bezpieczny dolot do lotniska w Jeleniej Górze. Jeśli gdzieś miałem się wyratować  to właśnie tam. Kolejne 20 minut spędziłem na tym małym obszarze latając z różnym skutkiem na wysokości 350-450m AGL. Obserwowałem kolejne odrywające się z dolinki bąble, ale nie udawało mi się z nimi "zabrać" do góry. Dopiero po tym czasie natrafiłem na silny komin i byłem uratowany.
Najpierw chciałem kontynuować lot w kierunku Hali Szrenickiej, ale właśnie minęła 16:00, warunki na zachód ode mnie zaczęły się pogarszać i przez radio dostałem informację, że dzisiaj w polu usiadło już kilkanaście szybowców z naszego obozu. Postanowiłem przerwać zadanie i zawrócić do lotniska. Do zapewnienia sobie dolotu brakowało mi około 300m wysokości. Jak się okazało nie było to takie łatwe. Kolejne chmurki prawie nie nosiły. Przed sobą zobaczyłem 3 świeże obłoczki ułożone w osi wiatru, czyli prostopadle do mojej drogi, a zawietrzny z nich dokładnie przecinał moją trasę. Zacząłem od niego i nic. Dwa następne też mnie nie podniosły, a straciłem tylko na ten manewr cenną wysokość. Postanowiłem jeszcze sprawdzić czy czasem przed nimi nie tworzy się czwarty komin i poleciałem pod wiatr. W tym momencie ten cały dolot zaczął mi brzydko śmierdzieć. Jeszcze nigdy tak się nie cieszyłem z zapachu obornika... :-)

Kilka minut przed lądowaniem zauważyłem, że w lesie w pobliżu lotniska jest mały pożar. Z lotniska co chwila startowały Dromadery po brzegi wypełnione czynnikiem gaśniczym.

Wieczorem na odprawie okazało się, że z 34 szybowców, które wystartowały dzisiaj z lotniska, aż 14 z nich wylądowało w terenie przygodnym. Jest to jak na razie rekord tego obozu. Kolejnym rekordem był fakt, że o 21:00 wszystkie szybowce były z powrotem na lotnisku, a część z nich była już nawet złożona. Otrzymaną trasę obleciał dzisiaj w całości tylko jeden z pilotów, a mój lot został wyceniony na równe 200km i był to chyba drugi najdłuższy lot tego dnia. Można go zobaczyć tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz