Na niebie widać niskie chmury kłębiaste i z ziemi ciężko jest jednoznacznie powiedzieć czy to zwykłe Cumulusy wywołane termiką czy może też obłoki rotorów.
Nie był to niestety wałek rotorów, a tylko "zwykły" szlak kominów termicznych. Z tego powodu próby wydostania na jego czoło się nie powiodły i musiałem poszukać szczęścia gdzie indziej.
Latając po okolicy zwiedziłem Magurkę, gdzie napotkałem kolejny szlak chmur ciągnący się znad Szczyrku,
razem z innymi szybowcami męczyłem się w wąskich kominach,
zwiedziłem zbocza góry Żar,
ale przez kilka godzin nie udało mi się wydostać na tajemniczą i intrygującą falę, która co chwila rysowała nad naszymi głowami piękne chmury soczewkowe.
a potem już bez problemów zacząłem wspinać się do góry wzdłuż jego ściany.
Po paru minutach latałem już nad chmurami.
W między czasie, najprawdopodobniej na skutek zmiany kierunku wiatru, nad moją głową utworzyła się piękna chmura soczewkowa. Postanowiłem do niej dotrzeć.
Niestety w pewnym momencie, gdy wysokościomierz pokazywał ponad 1800 metrów nad poziom lotniska, fala przestała nosić i nie byłem w stanie utrzymać wysokości. Nie pozostało mi nic innego jak w poszukiwaniu kolejnego pola falowego rzucić się pod wiatr do pięknie oświetlonych zboczy Skrzycznego.
Powalczyłem tam trochę między rotorami,
ale niestety zabrakło mi doświadczenia
w wyniku czego po niedługiej chwili zacząłem oglądać zbocza od ich boku.
W między czasie "moja" soczewka całkowicie znikła co utwierdziło mnie w przekonaniu, że faktycznie nie było sensu tam pozostać, bo wiatr zapewne znowu nieznacznie zmienił swój kierunek. Nie chcąc ryzykować lądowania w polu zdecydowałem, że to najwyższa pora, aby zacząć wracać w okolice lotniska.
Miałem jeszcze ponad godzinę do zachodu słońca i próbowałem dostać się na falę po raz kolejny. Niestety bezskutecznie. Na kilkanaście minut przed zachodem słońca podszedłem do lądowania.
Tego dnia spędziłem 5 godzin i 55 minut w powietrzu. Nieźle jak na jesienny lot :-)
Po wylądowaniu musiałem szybko ogarnąć szybowiec, bo wieczorem prowadziłem wykład z nawigacji szybowcowej LK8000.
razem z innymi szybowcami męczyłem się w wąskich kominach,
zwiedziłem zbocza góry Żar,
ale przez kilka godzin nie udało mi się wydostać na tajemniczą i intrygującą falę, która co chwila rysowała nad naszymi głowami piękne chmury soczewkowe.
Po kilku godzinach latania udało się! Silny rotor w okolicy schroniska na Magurce wyrzucił mnie przed swoje opary
a potem już bez problemów zacząłem wspinać się do góry wzdłuż jego ściany.
Po paru minutach latałem już nad chmurami.
W między czasie, najprawdopodobniej na skutek zmiany kierunku wiatru, nad moją głową utworzyła się piękna chmura soczewkowa. Postanowiłem do niej dotrzeć.
Niestety w pewnym momencie, gdy wysokościomierz pokazywał ponad 1800 metrów nad poziom lotniska, fala przestała nosić i nie byłem w stanie utrzymać wysokości. Nie pozostało mi nic innego jak w poszukiwaniu kolejnego pola falowego rzucić się pod wiatr do pięknie oświetlonych zboczy Skrzycznego.
Powalczyłem tam trochę między rotorami,
ale niestety zabrakło mi doświadczenia
w wyniku czego po niedługiej chwili zacząłem oglądać zbocza od ich boku.
Miałem jeszcze ponad godzinę do zachodu słońca i próbowałem dostać się na falę po raz kolejny. Niestety bezskutecznie. Na kilkanaście minut przed zachodem słońca podszedłem do lądowania.
Tego dnia spędziłem 5 godzin i 55 minut w powietrzu. Nieźle jak na jesienny lot :-)
Po wylądowaniu musiałem szybko ogarnąć szybowiec, bo wieczorem prowadziłem wykład z nawigacji szybowcowej LK8000.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz