środa, 7 maja 2014

FCC Gliding 2014: Dzień 8

Od rana bardzo mocno wiało. Niebieskie niebo urozmaicały tylko białe kłębki rotorów stojących nad pobliskimi wzgórzami.



Na odprawie dostaliśmy zadania obszarowe o minimalnej odległości 117km i minimalnym czasie oblotu 2 godziny.


Piloci bez większego przekonania marzli na gridzie czekając na rozpoczęcie startów ziemnych. W końcu po kilku godzinach oczekiwania ostatecznie odwołano konkurencję dla klasy Club, która miała ustąpić miejsca szybowcom wypełnionym po brzegi wodą.

Po kilku nielotnych dniach nie chciałem tak łatwo poddać możliwości polatania i ustawiłem się w kolejkę do lotów dowolnych. Niestety organizator postanowił, że będziemy mogli wyholować się dopiero po starcie pozostałych klas do konkurencji, a tym z kolei ciągle przekładano starty ziemne. W końcu i im odwołano konkurencje i mogliśmy nareszcie wzbić się w powietrze. 


Wyczepiłem się na 1000 metrów i zacząłem walkę w turbulencjach pod rotorami.


Kominy były wąskie i postrzępione. Kapryśne chmury przez jakiś czas nie chciały dopuścić do siebie mojego szybowca.


W końcu udało się. Początkowo nieśmiałe laminarne noszenie w końcu wzrosło do 3-3,5m/s i ładnie trzymało. Niestety my możemy latać nad terytorium Słowacji tylko do wysokości niewiele wyższej niż 2400 metrów nad poziomem morza co mocno ograniczało możliwości manewru tego dnia.



Po odbiciu się od sufitu żeby nie wisieć w jednym miejscu postanowiłem rozpocząć zadnie dnia i wróciłem się przed linię startu. Nad lotnisku znalazłem kolejne pole falowe w którym znowu uzyskałem maksymalną wysokość, rozpocząłem zadanie i skierowałem się pod rotory wirujące nad pobliskim szczytem. Początkowo szło nieźle ale z coraz większym niepokojem obserwowałem wariometr, który początkowo pokazywał -2m/s ale po chwili zawisł na maksymalnym wychyleniu w dół. Drzewa na zboczach góry rosły w oczach i pojawiły się potężne turbulencje. Po tym jak pomimo porządnego dopięcia pasów dwukrotnie uderzyłem głową w owiewkę szybowca postanowiłem poddać się i wrócić w okolice lotniska. Tam już nie znalazłem odpowiedniego noszenia i wylądowałem po 1:40 latania. To był dobry dzień bo w końcu udało się trochę polatać... :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz