piątek, 17 kwietnia 2015

FCC Gliding 2015: Dzień 5

Od rana kolejny bezchmurny dzień. Plaża, 24 stopnie Celsiusza.


Starty zaplanowano na 11:30 ale patrząc na niebo było jasne, że będą przekładane.


Na odprawie dostaliśmy dwie wersje zadania. Pierwszą z nich było zadanie prędkościowe o długości ponad 300 km oraz a drugą kolejna obszarówka. Jako, że pogoda przez dłuższy czas się nie poprawiała ostatecznie oficjalnym zadaniem dnia została wersja obszarowa o czasie minimalnym 3:00 oraz odległościach 143/420 km.


Starty ziemne były wielokrotnie przekładane i rozpoczęły się dopiero o 12:15.



Na szczęście dzisiaj udawało się jakoś utrzymać na bezchmurnej termice na zboczach Magury.



Dosyć szybko udało mi się wykręcić dobrą wysokość i odszedłem na trasę. Plan był aby polecieć Małą Fatrą do zboczy Wielkiej Luki, tam w wydmuchu znaleźć dobry komin i lecieć dalej na Mały Krywań i w kierunku granicy Polski. Niestety na Wielkiej Luce nie znalazłem dobrych noszeń i spadłem do parteru. Duszenia zepchnęły mnie wgłąb Doliny Martinu gdzie już zacząłem wybierać pole do lądowania gdy udało mi się znaleźć słabe noszenie. Kręcąc się w nim przez dłuższą chwilę udało mi się zacząć wznosić. Po jakimś czasie komin przybrał na sile i wybudował się piękny szlak ciągnący się przez całą dolinę.

Gdy w końcu dotarłem do podstawy chmur minął mnie pędzący peleton szybowców, które odchodziły na trasę prawie pół godziny po mnie. Widok ten tak mnie zirytował a szlak i warunki wyglądały tak zachęcająco, że postanowiłem wrócić się na linię startu i ponownie rozpocząć zadanie. Powrót na start zajął mi około 25 minut. Rozpoczynając zadanie po raz kolejny już jako ostatni z pilotów swojej klasy po 50 minutach znalazłem się znowu w dolinie Martinu. Szlak niestety odchylił się bardziej na wschód i już nie nosił tak dobrze jak wcześniej. Musiałem wybrać inną strategię niż poprzedzające mnie szybowce.


Starając się wykorzystać noszenia szlakowe, żagiel i wydmuchy powietrza udałem się na Wielką Fatrę i w kierunku Niskich Tatr.


Góry nie pracowały jednak tak jak na to liczyłem. Chmury zamiast nad szczytami układały się w dolinach i nie nosiły a wydmuchy z dysz skalnych były bardzo turbulentne i kończyły się maksymalnie 300 metrów nad szczytami.


Musiałem się trochę nagimnastykować aby dotrzeć w okolice Chopoka.




Czas nieubłaganie mijał, mi kilometrów nie przybywało a pogoda coraz bardziej się psuła odcinając promienie słoneczne od ziemi chmurami wysokiego szczebla. Nadszedł najwyższy czas na powrót. Nad przedłużeniu Niskich Tatr zauważyłem piękny szlak, który mógł mi zapewnić szybowcową autostradę do drugiej strefy dzisiejszego zadania.


Niestety ten szlak nie nosił tak samo jak i następny stojący w okolicy Vtacnika. Jedyny porządny komin jaki trafiłem po drodze znajdował się około 400 metrów od zakazanego obszaru lotów. Nabierając wysokości musiałem bardzo uważać aby wiatr mnie nie wepchnął do tej strefy bo wtedy moje zadanie byłoby na ten dzień zakończone.


Nad ostatnim obszarem nawrotów pojawiło się kilka mizernych cumulusów z których jeden na szczęście dał całkiem sensowne noszenie.


Wykręciłem w nim dolot do mety i zawróciłem do domu.


Tego dnia udało mi się zaledwie uzyskać prędkość 65,9 km/h i dało mi to odległą 47 lokatę. Jestem jednak zadowolony z tego lotu. Po raz kolejny udowodniłem sobie, że sam potrafię nie tylko wpakować się w tarapaty, ale też i sam potrafię się z nich potem wydostać ;-) Cieszę się, że udało mi się zarówno wrócić o własnych siłach do domu jak i ukończyć zadanie dnia pomimo tak późnego odejścia na trasę.

Szczegółową klasyfikację tego dnia można znaleźć tutaj a mój lot na GCUP.EU.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz