czwartek, 9 maja 2013

Diamentowy lot

Prognozy pogody na dzień 01.05.2013 wieściły co prawda termikę bezchmurną, ale za to stabilną i pracującą do późnego wieczora. Z tego powodu zdecydowaliśmy się na ten dzień wyłożyć trasy warunkowe do odznak szybowcowych: 306km po wielokącie do Złotej Odznaki Szybowcowej oraz 507km do Diamentu. Mi przypadła w udziale ta dłuższa trasa.


Dzień zaczęliśmy od sprawnego wyhangarowania szybowców oraz odprawy na której omówiłem warunki meteo i rozdałem zadania. Potem jak zwykle było dobre śniadanko. Nie wiem czy było ono za syte czy była może jakaś inna przyczyna, ale potem wszystko zaczęło się obsuwać. Starty były zaplanowane na 10:30, a o tej porze jeszcze nie było wszystkich szybowców na starcie. Po dodatkowym zmotywowaniu ludzi zaangażowanych w ustawianie grida udało się w końcu wystartować pół godziny po czasie.


Pogoda okazała się nawet lepsza niż zapowiadana. Na niebie pojawiały się delikatne, lecz szybko gasnące kłaczki pokazujące ogniska termiczne co wyraźnie ułatwiło poruszanie się w tej jeszcze niezbyt mocnej porannej termice.


Linię startu przeciąłem trochę poniżej 1000m wysokości AGL o 11:17 a potem dokręciłem jeszcze trochę wysokości w kominie. Lecąc zawietrznym brzegiem lasów, a tym samym omijając strefę TMA lotniska w Gdańsku, szybko dotarłem do Wisły i przeskoczyłem ją na wysokości Nowego.


Wraz z końcem Borów Tucholskich skończyły się kłaczki ułatwiające orientację w sytuacji termicznej regionu. Rozpoczęło się odnajdowanie noszeń tylko na podstawie charakterystyki terenu.


W tym momencie zaprocentowała poprzednia godzina lotu w czasie której dokładnie przygladałem się jak tego dnia rozkładają się kłaczki nad rzeźbą gruntu. Okazało się, że nawet bez pomocy obłoczków jestem w stanie efektywnie przesuwać się do przodu.

Po chwili zameldowałem sie w ATZ Lisich Kątów by wkrótce potem odejść w kierunku na południe od Iławy. Teren tutaj chyba był mniej termiczny, bo noszenia były wyraźnie słabsze niż nad lasami po drugiej stronie Wisły. Dodatkowo nie czując się już tak pewnie stałem się mniej asertywny w wyborze kominów i dosyć często się zatrzymywałem, aby "zatankować" cenne metry wysokości.


Na szczęście jakoś udało mi się przez ten teren przebrnąć, zaliczyć punkt zwrotny o średnicy 1 kilometra i po prawie 2 godzinach znowu się zameldować pod pięknym Cumulusem stojącym nad Lisimi Kątami.


Po chwili po raz drugi dzisiaj przekroczyłem Wisłę i znowu zacząłem pędzić pod coraz to wyżej podnoszącymi się kłaczkami.


Około 15:30 minąłem Chojnice i Jezioro Charzykowskie. Obłoki powoli się rozmywały i zacząłem mieć wątpliwości czy dzisiaj uda mi się oblecieć całą trasę.


Przed 16:00 zaliczyłem kolejny punkt zwrotny i zacząłem się modlić, aby prognozy się sprawdziły i żeby faktycznie podtrzymywały mój szybowiec w powietrzu do godziny 18:00. Zaczęła się walka z czasem. Z jednej strony musiałem lecieć agresywnie, aby nie tracić czasu, ale z drugiej strony taka postawa mogła mnie kosztować lądowanie w terenie przygodnym. Na szczęście około godziny 17:00 udało mi się jeszcze odnaleźć strefę bardzo silnych noszeń nad dużymi obszarami leśnymi. Kominy sięgały 2400m wysokości i muszę przyznać, że zrobiło mi się tam bardzo zimno. Czułem już zmęczenie, głód i chciałem do domu :-)

Ostatni punkt zwrotny zaliczyłem jednym przeskokiem z tych silnych kominów i znalazłem kolejny silny komin nieopodal Wisły. O 17:30 "lusterko" pokazało mi, że do dolotu po najlepszej doskonałości szybowca brakuje mi ze 150-200m wysokości a ku mojemu przerażeniu obłoczki ciągle jeszcze utrzymujące się na niebie przestawały nosić. Dużo czasu spędziłem na testowanie wszystkich rozpadających się już w okolicy kłaków w nadzieji na znalezienie takiej ilości wysokości, którą wcześniej uzyskiwałem w parę minut krążenia. Zacząłem w tym momencie bardzo żałować tych 30 minut o które tego poranka opóźniły się starty. Ostatecznie o 18:00 poddałem się i rozpocząłem mój najwolniejszy w życiu dolot do mety.


Na szczęście nagrzane w ciągu dnia lasy ładnie podtrzymywały i nie było duszeń przez co popychany od tyłu niezbyt mocnym wiaterkiem zacząłem powoli zarabiać wysokość. Obserwowałem jak wyliczana przez LK8000 wysokość lotu powoli rośnie i pokazuje +50, +100, +125, +150, +174 i cały czas modliłem się, żeby nie wpaść w duszenia rzędu -3m/s, które ten zapas wysokości roztrwonią w kilka sekund.


O 18:15 minąłem jeziora Wdzydzkie i poczułem się już prawie jak w domu. Na 16 kilometrów przed metą nawigacja LK8000 pokazywała mi już +254m zapasu wysokości.


Niedługo potem 5km od lotniska zgłosiłem dolot do mety i usłyszałem odpowiedź Marcina "Już wszyscy na ciebie czekamy". Odetchnałem z ulgą bo już byłem pewien, że dolecę.

Niepokój mój wzbudził natomiast inny temat. Zacząłem sobie na gwałt przypomniać przepisy FAI na temat lotów warunkowych. Wiem, że odchodziłem z wysokości niewiele poniżej 1000m natomiast przypomniało mi się coś o jakimś dodatkowym buforze wysokości wymaganym, aby mieć pewność, że urządzenie rejestrujące nie wprowadza błędu. Wtedy nie byłem pewien czy to prawda czy też nie, ale pomny doświadczeń kolegów z obozu w Lubinie, którzy przez podone głupoty potracili diamenty, postanowiłem chuchać na zimne i spokojnie nie spiesząc się przeleciałem linię mety na wysokości 240m. Wtedy usłyszałem w głośniczku szybowca ten sam znajomy głos: "Jantar WM spodziewaliśmy się ciebie troszkę niżej i szybciej :-)". Nie żałowałem swojej decyzji ani przez sekundę, ale jako, że udało mi się wyżebrać trochę wysokości nawróciłem i niskim kosiakiem zameldowałem się nad kwadratem po czym po prawie 7,5 godzinach lotu wylądowałem na trawie lotniska EPKO.


Tego dnia udało mi się zdobyć kolejny warunek do Diamentowej Odznaki Szybowcowej, a Jacek Lenkiewicz zrobił przelot 300km do Złotej Odznaki Szybowcowej. Wieczorem właściciele lotniska postawili 2 szampany i zorganizowaliśmy małą imprezę okolicznościową.


Mój lot można znaleźć na serwisie GCUP.EU.

Kolejny cel: trzeci Diament za 5000m przewyższenia... :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz