czwartek, 24 kwietnia 2014

Slovenj Gradec 2014: Dzień 1

Od rana pogoda nas nie rozpieszczała. Pełne pokrycie i przelotne opady. Dzień zaczęliśmy od smacznego śniadanka podanego na szwedzkim stole a zaraz po nim zebraliśmy się na spotkaniu organizacyjnym na którym Sebastian podzielił się swoim doświadczeniem z latania w tym rejonie w poprzednich latach.

fot. P. Czarnowski

fot. P. Czarnowski

Po południu zdjęcia satelitarne zaczęły dawać szansę na okienko w chmurach. Żeby potem nie żałować kilku pilotów w tym ja zabrało się za rozkładanie szybowców.

fot. P. Czarnowski

fot. P. Czarnowski

Jak tylko przestało padać zaciągnęliśmy szybowce na pas i pomimo cirrusa na niebie zaczęliśmy starty.

fot. P. Czarnowski




Warunki nie były za dobre. Trochę wiatru, szybko gasnące i postrzępione kominy nie ułatwiały latania, które ograniczało się głównie do walki o przetrwanie w powietrzu. Pani pogoda tego dnia mnie nie polubiła. Kominy co chwila psocąc się znikały lub wyrzucały mnie poza swój obwód. Efektem tego po kilkunastu minutach spadłem na 350 metrów i zacząłem ratować się na marnym żagielku na małych górkach nieopodal lotniska. Ledwo udawało mi się nie tracić cennej wysokości. Po jakimś czasie chmury wysokiego poziomu przesunęły się odsłaniając tak długo oczekiwane słońce. Niestety ja byłem za nisko aby się zabrać do góry. Po kilku próbach załapania się do komina spadłem jeszcze niżej i po ponad 50 minutach walki postanowiłem wylądować z zamiarem kolejnego startu. 

fot. P. Czarnowski

fot. P. Czarnowski

fot. P. Czarnowski

Za drugim razem było już lepiej. Prawie od razu znalazłem fajny komin i krążąc z dwoma Jantarami dobiłem do podstawy chmury.




Następnie udałem się na północny-zachód, aby odwiedzić Austrię.


Niestety zaraz za pierwszym pasmem górskim oddzielającym dolinę z naszym lotniskiem nie znalazłem nic poza mocnymi duszeniami więc co prędzej zawróciłem żeby nie odcięło mi powrotu do domu.



Potem zwiedziłem południową stronę doliny...


i podziwiałem widoki na termoelektrownię Šostanj oraz lotnisko Velenje.



Potem udało się jeszcze trochę powalczyć z odrywającymi się od górek kominami w południowo-zachodniej części "naszej" doliny.




Drugi lot trwał 1:47. Pozwolił mi on zaznajomić się z bezpośrednimi okolicami naszego lotniska. Mam nadzieję, że to doświadczenie zaprocentuje w kolejnych dniach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz