poniedziałek, 8 lipca 2013

Safari 2013: Dzień 7 - Pierwsze zwycięstwo

Pilot Jantara "Filip" wrócił około południa z podróży służbowej i jak na zamówienie po dłuższej przerwie jeszcze tego dnia polecieliśmy na krótkie zadanie. Chyba się jednak zrobię przesądny... :-)

Zaczęło się jak zwykle od odprawy na której to oznajmiono, że szansa na latanie jednak jest. Na ten dzień przewidziano zadanie obszarowe o długości 122/460 km w czasie minimalnym 2,5 godziny.


Pogoda jak zwykle nie rozpieszczała dlatego na gridzie przez długie godziny kwitło życie towarzyskie.



Ostatecznie starty ustawiono na 14:00 i skrócono czas zadania do 1:45. Narrrreszcie w powietrzu!

Byłem tak wygłodniały latania, że nawet nie przeszkadzało mi to, że latamy brzuchem po piasku.


Wysokościomierz bardzo rzadko pokazywał ponad 1000 metrów nad gruntem a przeważnie oscylował pomiędzy 300 a 800 metrów. Kominy też nie szalały. Średnia 1,0 m/s z noszeń nie napawała optymizmem. Mi to jednak tego dnia nie przeszkadzało. Robiłem swoje a w między czasie podziwiałem otaczające mnie górki.

Jako, że minimalny czas na oblecenie zadania był nieralnie krótki zaliczałem wszystkie obszary nawrotów po minimach. Najtrudniej było w okolicach pierwszego punktu zwrotnego przy Duszki Zdroju, gdzie musiałem pokonywać trasę na wysokości mniejszej niż 300 metrów nad wysokość zboczy.


Dochodząc do drugiego obszaru nawrotów spokałem Zdenka Boruvke pędzącego na swoim LS-8. Jest to sporo lepszy szybowiec od mojego Jantara i wiedziałem, że lecąc za nim nie mam szans go pokonać. Postanowiłem zagrać va banque. Odpuściłem słabe noszenia, w których Zdenek starał się zdobyć bezpieczną dla dalszego lotu wysokość i pognałem prosto do strefy, a zaraz za nią skierowałem się w kierunku długiego zbocza ciągnącego się aż po Dvur Kralove nad Labem. Mój wybór był podykotwany tym, że to zbocze było ustawione pod kątem prostym do wiatru, którego siła nie dawała co prawda większych szans na loty żaglowe, ale skutecznie powinna wywiewać powietrze z nagrzanej doliny. Nie zawiodłem się. Znalazłem tam jedne z lepszych noszeń z całej trasy i bez większych problemów wykręciłem dolot.



Po zakończeniu zadania dowiedziałem się, że duża większość szybowców wylądowała w terenie przygodnym i jestem jedynym Polakiem z Pucharu Safari, który przeleciał całą trasę i o własnych siłach wrócił do domu. Po dokładnej analizie zapisu mojego lotu przez komisję sędziowską okazało się, że uzyskałem prędkość 61km/h. Był to wynik dnia i tym samym pierwszy raz w życiu wygrałem konkurencję na poważnych zawodach szybowcowych :-)

Na jednej z kolejnych odpraw jako zwycięzca konkurencji otrzymałem oficjalne gratulacje,


szampana oraz okolicznościową koszulkę dokumentującą mój wyczyn.


Oficjalne wyniki tego dnia zawodów można zobaczyć tutaj, a mój lot jak zwykle jest dostępny do wglądu i analizy na serwisie GCUP.EU.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz