środa, 11 lipca 2012

Dzień 10 - Narrrreszczie

W końcu jakaś dobra prognoza pogody. Na dzisiaj dostaliśmy jak zwykle zadanie obszarowe. Tym razem na 2,5h o długościach 130/322km.

Dzisiaj w Filipie zamiast Ryśka leciał Marek Korneć i to z nim ustalałem taktykę na ten przelot. Warianty były 2. Albo lecimy północą po górkach, gdzie na pewno będzie nosić, ale nadkłada się sporo kilometrów, albo południem po kresce, gdzie może być trochę gorzej. Analizując przed startem rozwój chmur zdecydowaliśmy się na ten drugi wariant.
Starty rozpoczęły się o 13:45. Jako, że z rana składałem szybowiec po wczorajszym polu, a potem jeszcze musiałem nalać do niego wody to na gridzie byłem później niż zwykle. Z tego powodu wylądowałem w pierwszych rzędach i startowałem jako jeden z pierwszych szybowców. Obawiając się, że sam mogę mieć problemy ze znalezieniem noszeń to już na holu zrzuciłem 1/4 wody. Na szczęście nie było tak źle. Kominy o noszeniu około 1,3m/s i podstawie 1500m dosyć szybko ciągnęły wszystkie szybowce w górę.
Zadanie razem z Markiem rozpoczęliśmy z 5 minut po otwarciu startu lotnego i od razu ostro pociągnęliśmy w kierunku Vrchlabi i mojego wczorajszego pola. Jeden z moich kolegów instruktorów nazywa Marka "znikającym punktem" i własnie dzisiaj w praktyce mogłem dowiedzieć się dlaczego. Próbowałem lecieć za nim tą samą trasą, ale jego szybowiec szybko się oddalał i pozostawał powyżej mnie tak, jakby nie działały na niego siły grawitacji i oporu. Fakt, że Filip miał jeszcze pełne zbiorniki wody nie był tutaj chyba jedynym powodem tego zjawiska. Szybko się rozdzieliliśmy bo dzisiaj nastawiałem się na to, aby przede wszystkim oblecieć po raz pierwszy całą trasę, a ściganie odłożyłem na dalszy plan. W pierwszym lepszym kominie na wysokości 750m AGL zatrzymałem się, aby "zatankować" cenne metry wysokości a Marek poleciał dalej.
W okolicach Harrachova pojawiły się wysokie i bardzo dobrze noszące chmury deszczowe, a zaraz za nimi obszary bardzo silnych duszeń dlatego postanowiłem dalej nie zagłębiać się w tą strefę i obrać kierunek na drugi punkt.


Wracając w kierunku lotniska Dvur Kralove widać było wyraźne pogorszenie pogody. Niebo czyściło się z chmur a daleko na horyzoncie majaczył kolejny front z ciągłymi opadami. W okolicach lotniska Nowe Mesto spadłem na 400m AGL, ale na szczęście tutaj w okolicy Wzgórz Orlickich znowu pojawiły się ładniejsze chmurki. Trzeba było tylko uważać, aby wiatr nie zepchnął mnie na polską stronę bo tam lotnisk jak na lekarstwo.

Front z opadami nieuchronnie się zbliżał. Jak boleśnie się przekonałem cumulusy zaraz przed nim nic nie nosiły i straciłem bardzo dużo wysokości penetrując jeden kłak po drugim. Utrzymując dolot do lotniska Zamberk zawróciłem szukać noszeń nad wzgórza, które jeszcze niedawno tak ładnie mnie nosiły. Niestety strefa cienia dotarła i tutaj i było tam bardzo ciężko. Zrzucam wodę. Po 20 minutach walki byłem prawie dokładnie w tym samym miejscu i na tej wysokości. Ta strata czasu bardzo pogorszyła mój dzisiejszy wynik.
W między czasie odpytywałem na niezależnej częstotliwości Marka o jakość lotniska w Zamberku i czy opłaca się tam lądować. Nagle usłyszałem kogoś krzyczącego do mikrofonu. Zdawało mi się, że poznaję ten głos, a częstotliwość radiowa też się zgadzała. Był to Darek Deptuła z kwadratu w Lubinie. Po wymienieniu pozdrowień od razu się człowiekowi weselej na duszy zrobiło i nie wiem czy to z tego powodu, ale właśnie w tym momencie znalazłem noszenie ponad 1m/s, które pozwoliło mi zapomnieć na razie o wszystkich problemach lądowania w terenie przygodnym i znowu skupić się na zadaniu.
Lecąc ponownie z kierunku Nowego Mesta znalazłem jeszcze jeden fajny komin i wykręciłem w nim dolot a potem jeszcze nabrałem odpowiedni margines bezpieczeństwa, bo jak już mówiłem moim celem na dzisiaj był przede wszystkim powrót na lotnisko. Niedługo potem pędząc 170km/h doleciałem do mety i wylądowałem na lotnisku. Ale to fajne uczucie być w końcu o własnych siłach w domu...

Po podsumowaniu wyników Marek na Filipie zajął 17, ja na Sigmie 12 miejsce na łącznie 31 szybowców startujących tego dnia do lotu. Chyba nie tak źle jak na loty w nowym dla siebie terenie. Mój dzisiejszy lot można zobaczyć tutaj.

2 komentarze:

  1. No to masz gratki!
    Na cholerę Wy tę wodę zabieracie???
    Zabieracie i wypuszczacie..., ciekawe....
    Są tam jakieś suche pola i je podlewacie?
    A może jakiś pożar w okolicy gasicie :) ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki wodzie szybowiec może pokonać dokładnie tą samą drogę w locie prostoliniowym sporo szybciej. Jantar Std 3 tankuje 150 litrów wody co zwiększa jego prędkość lotu przy tej samej doskonałości o około 20-25km/h. Jest to czysty zysk w przypadku, gdy noszenia są na tyle mocne i szerokie, aby pozwoliły wznieść się do góry pędzącemu z prędkością 110-115km/h statkowi powietrznemu o całkowitej masie 0,5 tony. Przy słabych kominach posiadanie wody się nie opłaca bo wzrost prędkości na przeskokach okupowany jest za dużą stratą w krążeniu.

    OdpowiedzUsuń